Będąc więźniem panoptykonu, czyli 'Początek wszystkiego'

"Początek wszystkiego", Robyn Schneider

PRZEDPREMIEROWO

Jedna z wielu


Jako czytelnicy poszukujemy w książkach granic, które można przekroczyć. Autorów, którzy łamią narzucone przez gatunek schematy i odznaczają się, czymś oryginalnym. Jednak czasami niekoniecznie chodzi o opowieść, a o sposób jej przekazania.
"Początek wszystkiego" to historia, którą w swoim życiu - tym dłuższym i krótszym - słyszał już każdy z nas.

Możemy wrzeszczeć jak barbarzyńca nad dachami tego świata... Albo wytrzymać kolejne pociski zawistnego losu... Albo wypłynąć z bezpiecznej przystani... Albo wyruszyć na poszukiwanie nowego świata... Albo się zbuntować, gdy światło się mroczy (...).

Dwójka nastolatków, którzy stoją u progu dorosłości. Dwie zagubione i niepewne przyszłości dusze szukające wsparcia i zrozumienia. Szkoła, codzienność, kliki - scenariusz jak każdy inny. Z jedną różnicą, którą stanowi charakter tej książki - słodki, ale jednocześnie pozostawiający na języki cierpki posmak.

Ezra, jak sam o sobie mówi, był złotym chłopcem. Prawie mężczyzną, który nie musiał się starać o przychylność poznawanych ludzi, ponieważ charyzmę miał we krwi. Cassidy to pewna siebie kujonka, z tupetem i tysiącem ciętych ripost. Obiekt westchnień wielu pokoleń nerdów.
Spotykają się całkowicie przypadkiem i... nie zmieniają swoich żyć. Pomagają sobie zapomnieć - Ezra o wypadku, Cassidy o niedawnych, tragicznych wydarzeniach - w kilka chwil ze stojących na granicy zgorzknienia i użalających się nad sobą istnień stają się na powrót żywiołowymi i beztroskimi nastolatkami.

Całowaliśmy się tak, jakby czekało na nas wspólne łóżko na turnieju debatanckim i nie miało znaczenia, że zapomniałem spakować piżamy. A potem pocałowaliśmy się jeszcze raz, na dokładkę. Smakowała jak zakopany skarb, jak huśtawki i kawa. Smakowała jak fajerwerki, jak coś, do czego można się zbliżyć, ale nigdy nie będzie się miało na zawsze i tylko dla siebie.

Przez kolejne tygodnie wpływają na siebie nawzajem, poznają się i zaczynają odczuwać dziwne, nawet niepokojące przyciąganie.
Ezra i Cassidy.
Cassidy i Ezra.
Para pozornie różnych, a jednak podobnych osób.

Oddać sedno


Schneider udało się banalną historię dwojga nastolatków rozwinąć i wzbogacić o życiowe prawdy, które w swoim życiu poznaje każdy z nas. Od tych dotyczących prawdziwych przyjaciół, przez jedne z najbardziej fundamentalnych, czyli odnoszące się do ludzkiej natury, do tych, które poruszają czytelnika najbardziej, ponieważ burzą utopijną fabularną budowlę.

Eastwood stało się w moich oczach dziwnie rozmyte: pocztówkowa miejscowość stworzona po to, by dać mieszkańcom złudną wiarę, że za naszymi ogrodzeniami i ciszą nocną nie może wydarzyć się nic złego, co miałoby trwałe konsekwencje. To miejsce było tak zepsute od środka, że odmawiało przyjęcia do wiadomości istnienia jakiejkolwiek niedoskonałości. Nieskazitelne rzędy domów ciągnęły się w nieskończoność jak równe rzędy małych żołnierzyków na linii frontu cichego przedmieścia. Każdy żołnierzyk śmiało hodował w sobie nadzieję, że nigdy nie spotka go tragiczny koniec.

"Początek wszystkiego" pokazuje, że zręcznemu rzemieślnikowi, jakim jest autor, nie potrzeba wymyślnej fabuły i groteskowych bohaterów, by przekazać lekturą to, co najważniejsze. 
Świat pełen jest banałów i wielokrotnie powtórzonych formułek. Sztuką jest przedstawienie ich w nowym, ale nie jaskrawym świetle. Oddanie sedna bez jednoczesnego przekombinowania.

Mozaika znana każdemu


Każdy z nas ma swój początek. Każdy nowy dzień to początek. Każdy rozpoczęty proces chemiczny, który zachodzi w naszych ciałach, to początek. Codziennie doświadczamy początków i końców, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nasze życie obraca się wokół nieskończonej liczby początków i końców, co czyni je procesem ciągłym i płynnym.

Bohaterowie w książce znajdują się w jednym z wielu przełomowych momentów w naszych życiach, w którym początek i koniec nakładają się na siebie, zlewają i tworzą mozaikę uczuć, pragnień i obaw. 

Dla Cassidy panoptykon nie był metaforą. To była największa porażka wszystkiego, czym sama była: więzieniem, które sama sobie zbudowała, bo nie potrafiła okazać jakiejkolwiek niedoskonałości. Więc płynęła przez życie jak duch, wiecznie próbując uciec - nie przed innymi, ale przed samą sobą. Była skazana na więzienie cudzych oczekiwań, bo za bardzo się bała - albo nie chciała - zmienić naszych niedoskonałych wyobrażeń na jej temat.

"Początek wszystkiego" to pozycja chwytliwa i zapadająca w pamięć, która trafi do szerokiego grona odbiorców. Cechujący ją uniwersalizm pozwoli utrzymać jej się na sklepowych półkach przez długi czas.

EDIT


Początek wszystkiego... co definiuje mnie jako osobę, człowieka myślącego. Wszystkiego, co sprawia, że codziennie rano wstaję i ćwiczę umysł. Wszystkiego, co czyni mnie asertywną i chętną na nowe wyzwania ma swoje źródło w książkach. Słowie pisanym.

Pamiętam, gdy jako berbeć z fascynacją wsłuchiwałam się w głos mamy, kiedy ta opowiadała mi "Dżumę". Nie zapomnę chwili spędzonych z tatą, podczas których wspólnie czytaliśmy "Kroniki Jakuba Wędrowycza" i "Zapiski oficera Armii Czerwonej".

Pierwszy dotyk kartek i historie, które pochłaniałam nałogowo, z uśmiechem, entuzjazmem. Najpierw liczne Karolki, następnie książki młodzieżowe, by dzisiaj być gotową na bardziej poważną i wymagającą lekturę.
W książkach odnalazłam kawałki samej siebie, które pozwoliły mi utworzyć obecny obraz. W nich znajdywałam odpowiedzi na pytania i liczne, niekończące się zagadki. Z każdą nową pozycją przychodziły nowsze, bardziej zawiłe zapytania. 

Książki od lat są moim początkiem wszystkiego - z nimi zaczynam i kończę dzień. Urodziłam się z książką w dłoni, w rodzinie, w której literatura i niesiona przez nią wiedza szanowane są ponad wszystko.

Początek wszystkiego może być niezwykły lub prozaiczny, tak jak mój. Jaki jest twój początek wszystkiego?

Książka przeczytana i zrecenzowana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Otwarte
Dziękuję :)
Recenzja jest w całości moją subiektywną opinią.

Kryśka

CONVERSATION

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Back
to top